czwartek, 5 listopada 2015

[KP] Time to do something stupid




J A S
podobno lat 20 ― numer 4076 na nadgarstku ― oficjalnie magazynowiec, nieoficjalnie Czarny i paser ― zapalony rewolucjonista o wielkich planach ― płomień w oczach ― polega na intuicji ― od śmierci babci żyje w nienawiści do Górników ― wisiorek babci codziennie daje mu nadzieję ― impulsywny altruistaintrowertyczny ekstrawertyk ― energiczny leniuch ― udaje konformizmwydurnia się, bo nie pozwoli zatrzeć uśmiechu na Śląsku


karta spisu - koligacje

             
Witam się razem z Jasem, trochę się boimy i nie wiemy,  jak się rozwiniemy.
W tytule cytat z The 100, twarzy użyczył Devon Bostick, który kryje się również w tekście.
Proszę nas nie zjeść :c 

32 komentarze:

  1. [Zróbmy z nich takich kumpli. W imię starych, dobrych, boskich czasów <3]

    Pietro

    OdpowiedzUsuń
  2. [To jest dobre, ale teraz wyszło, że to ja mam zacząć i umyślić jeszcze prezent dla Jasa, ale to dzisiaj w lepszych porach. No tak, oczywiście Pietrek musiałby go polubić, taki młody pocieszny rewolucjonista. Tylko to opis przy niezidentyfikowanych bliżej alkoholopodobnych tworach Gavriła! XD]

    Pietro

    OdpowiedzUsuń
  3. [Lubię takich wariatów i chętnie powiązałabym go z Różą. Powiedz mi tylko, czy istnieje możliwości, aby Jas opuszczał po kryjomu Śląsk i znikał na parę dni? ;)]

    Róża

    OdpowiedzUsuń
  4. [Takiego klikania to jeszcze nie miałam xD Podoba mi się kartoteka Jasa. A czemu? bo tak heh Wgl strasznie Ci dziękuję jeszcze raz za te wszystkie gatunki! Teraz mamy już po 5 z roślin i zwierząt :D Super! Nie mam nic prócz słów wdzięczności :c Co do Twojej postaci to się nieeee bój. Jest bardzo pozytywna, a przynajmniej ja ją tak odebrałam. Dobrej zabawy życzę i masz bajeranckie gogle, dzieciaku ;)]

    Elvis

    OdpowiedzUsuń
  5. [Poszalejmy ─ niech po pierwszym takim spotkaniu Jasa, Róża postanowi pomóc ludności Śląska. Wiadomo, że z czołgiem tam nie wjedzie, ale może być nieoficjalnym informatorem Pałkarzy, którzy szczerze zainteresują się sytuacją Czarnych i ich sympatyków. Róża co jakiś czas, w regularnych odstępach czasu, będzie czekała w wyznaczonym miejscu na Jasa. Po kilku spotkaniach pewnie się polubią, a Róża zacznie namawiać chłopaka do tego, żeby nie wracał pod ziemię. Od czegoś takiego możemy zacząć, jeśli Ci to nie przeszkadza. ;)]

    Róża

    OdpowiedzUsuń
  6. [Aktualnie jestem zajęta, a mam do rozpoczęcia jeden wątek, ale jeśli wpadnę na coś sensownego i nie zajeżdżającego tandetą, poinformuję niezwłocznie ;D]

    Elvis

    OdpowiedzUsuń
  7. [Poznałaś po goglach czy nicku? Bo nie wiem czy jedno, czy drugie takie oczywiste. Pierwszy raz próbuję dziewczyną. Liczę na to, że jakoś będzie. A jeśli chodzi o wątek - może ojciec/dziadek/kuzyn Jas'a wyprowadziłby Aionę i jej matkę z podziemnego miasta? Ten skrywany w rodzinie sekret wyszedłby na jaw, gdy dziewczyna odwiedziłaby Śląsk z zamiarem sprzedaży zamówionych środków chemicznych. Aiona próbowałaby skontaktować się ze swoim "wybawicielem", ale trop urwałby się właśnie na Jas(ie). Czy coś w ten deseń ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Postaram się zacząć, ale to dopiero jutro. ;)]

    Róża

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ano! Koniecznie. Może rozwiniemy ten wątek. Chodzi o śmierć babci, a potem dołączenie Jaśka do Czarnych. Chcesz o tym powącić czy wymyślamy coś innego, google bro?]

    Bart

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Wgl rozwala mnie wizja Jasa magazyniera X’DDDD mogą ukraść dokumenty dotyczące tamtego wybuchu, w którym zginęła jego babcia. Czarni chcieliby zbadać co się tak naprawdę stało, a Bart by się zgłosił do tego zadania. Wziąłby Jaśka, bo wiadomo czemu. W końcu to sprawa osobista, c’nie? I potem mogą spierdzielać i udawać ninje!]

      Usuń
    2. [Ej. Wgl nie odpisuje na setce dopóki nie odezwie się Tableta. Bo jeśli blog ma upaśc, no to po co mam pisać? XD Ale śmiesznie przynajmniej. Bart wbije na magazyn 'MAGAZYNIER JASIEK!' Dobra. Dziś zacznę ;)]

      Usuń
  10. [Myślę, że nie jest tak bystra, żeby od razu tak w środku zebrania wpadać. ;) Bardzo podoba mi się pomysł z włamaniem do kwater medycznych. Pociągnę ten pomysł. Spodziewaj się zaczęcia już niedługo!]

    OdpowiedzUsuń
  11. Minęło już trzynaście lat od chwili, kiedy razem z Matką uciekła z podziemi aglomeracji, łudzona wizją lepszego życia z daleka od terroru ludzkiej kolonii, w której przyszło jej się urodzić. W tym czasie jej wspomnienia zdążyły już wyblaknąć, a większość twarzy, które w młodości rozpoznawała teraz było tylko szeregiem wizerunków bez historii. Przeglądając akta w pokoju medycznym, do którego włamała się używając starej agrafki i kilku trików syndykatu, miała wrażenie, że ciągle widzi te same oblicza, przekładając zapisy kolejnych numerów niemal bezmyślnie.
    A może ten człowiek już nie żyje? Może za swój czyn został skazany na publiczną egzekucję albo wrzucili go do jednego z tych odwiertów, które nie miały dna?
    Niektóre z myśli, które kłębiły się w głowie dziewczyny wykraczały poza racjonalne podstawy, ale Aiona nie negowała żadnej alternatywy. Matka naopowiadała jest wystarczających bajek o tym przeklętym miejscu, aby snuć i bardziej irracjonalne wizje.
    Jest.
    Dziewczyna przesunęła palcem po numerze, który znała. Kojarzyła ten ciąg cyfr i sądziła, że kojarzy osobę, do której należał. Twarz także wydawała jej się znajoma, a imię jakby z automatu dopasowało się do osoby. Czy mogła mieć aż takie szczęście? Przesunęła palcem po nierównym tekście, starając się wśród bezmiaru niepotrzebnych informacji wyszukać te, które pomogłyby jej w śledztwie.
    Nie żyje.
    Pieczątka urzędu kontroli ludności sprawiła, że przez moment Aiona miała ochotę rzucić tym wszystkim i zostawić demony przeszłości ochłapom wspomnień, które jej zostały. Nie zrobiła tego jednak, ponieważ w porę dostrzegła zapis o jedynym żyjącym krewnym. Sprawdziła numer a następnie w osobnej szufladzie znalazła odpowiednią teczkę. Śląski porządek niesamowicie przypominał to, do czego przywykła w archiwach inżynierów. Szkoda tylko, że tu szufladkowano żyjących ludzi a tam utracone technologie. Kiedy udało jej się wyszukać odpowiednią linijkę wiedziała już, co ma zrobić. Drogę do magazynku znalazła na aktualnym planie kopalni, a ponieważ nie chciała być widziana ruszyła tam tunelem wentylacyjnym. Oby tylko osoba, której szukała nie okazała się fanatykiem aglomeracji. Jeszcze tego brakowało, żeby wpadła przez zaślepionego szaleńca.
    ***
    Magazyn okazał się dla niej istnym labiryntem. Nigdy nie miała problemów z orientacją, ale po opuszczeniu znajomego tunelu wentylacji zupełnie straciła poczucie miejsca. Każde pudełko, stojak czy zakręt wydawał jej się identyczny. Nie minął kwadrans a na oślep skręcała pomiędzy pudełkami, licząc, że jakoś uda jej się wydostać z magazynu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bart stał przed drzwiami do magazynu, w którym pracował Jas. Chciał złapać za klamkę, przesunąć wielkie stalowe drzwi i powiedzieć, to co ustalili przed chwilą Czarni. Jednak jakoś jego ręka nie była w stanie podnieść się i zrobić nawet tak prostej czynności. Od wypadku, a właściwie od morderstwa tysiąca ludzi minęły trzy może cztery lata, a dopiero teraz dowódcy zdecydowali się odkopać tę sprawę. Ktoś o trzeciej rano zapukał w drzwi jego żelaznej kwatery. Stark złapał glocka i uchylił lekko wejście, sprawdzając czy to przypadkiem nie patrol, który przyszedł go zabrać. Po drugiej stronie stał Samuel, wpatrując się w niego wyraźnie podekscytowany.
    - Co jest? – mruknął Stark, chowając broń za paskiem z tyłu, patrząc uważnie na młodego górnika. Przyzwyczaił się, że budzono go o dziwacznych porach. W godzinach dziennych nie było szans na porządne spotkanie Czarnych. No, chyba że tylko przekazywanie pojedynczych informacji.
    - Kajetan wzywa.
    - Już idę.
    Chłopak wrócił po kurtkę, którą walnął po pracy na łóżko i cicho wyszedł na zimny korytarz podziemnego miasta. Wydawało mu się, że wszystko tutaj przypomina Syjon z Matrixa. Był to jedyny komiks, który udało mu się znaleźć w starych rzeczach stryja. Świat przedstawiony w fikcyjnej opowieści tak naprawdę niczym nie różnił się od tej nory, w której musieli żyć. Nawet ubierali się podobnie. Bart zastanawiał się nad tym czy oni też się wyzwolą spod niebezpiecznej tyranii Górników czy zostaną pogrzebani razem z ziemią na ich głowami? Chciał wolności. Chciał tego i przysłaniało mu to wszystko inne. Łącznie z przyjaźnią, miłością czy resztą ważniejszych relacji i uczuć. Jednak taki był i nikt nie mógł tego zmienić. Szedł po metalowej kracie, starając się nie robić zbędnego hałasu. Dzieciak za nim nie odstępował go na krok, ale Stark wiedział, że jest zbyt podniecony, żeby zwracać uwagę na coś takiego jak dźwięk nadchodzącego patrolu. Dlatego zatrzymał się i złapał chłopaka za bluzę, momentalnie przyciskając do ściany. Gestem nakazał mu milczeć. Dopiero po chwili usłyszeli wyraźny tupot stóp dwóch strażników, którzy na szczęście byli bardziej zajęci wymienianiem uwag a propos prostytutek, które zaliczyli niż obserwowaniem korytarzy. Bart przycisnął mocniej dłoń do ust Sama i trzymał go tak dopóki patrol nie zniknął.
    - Uważaj, bo skończysz w areszcie skąd nikt cię nie wyciągnie – rzucił tylko w jego stronę, po czym ruszył dalej w stronę zejścia do niższych partii. Na poziomie "zero" znajdowały się opuszczone doki, koszary i magazyny. Ponadto, podziemie posiadało rozbudowaną sieć tuneli w litej skale, gdzie odbywały się na przykład uroczystości. Na przykład pogrzeby. Stark skrzywił się instynktownie zdając sobie sprawę, że za dużo razy bywał w tym miejscu. Przeszedł więc szybko odpowiednie boksy i wślizgnął przez ukryte za dokiem wejście. Zastał tam już wszystkich dowódców prócz Kajetana. Twarze trzydziestolatków patrzyły jak najmłodszy z nich zajmuje miejsce u szczytu stołu i razem z nimi czeka. Na szczęście nie trwało to długo, bo wysoki mężczyzna dołączył do nich chwilę później. Objaśnienie sprawy nie trwało długo. Trzeba było znaleźć odpowiedni dowód winy Górników, który Czarni mogliby wykorzystać do szerzenia wotum nieufności wobec rządu. Plan był prosty. Ktoś musiał wykraść dokumentację związaną z wymordowaniem starszyzny. Stark Spojrzał uważnie na Kajetana.
    - Ja to zrobię. Ale nie pójdę sam.
    Teraz już nie był tego taki pewien. Znał Jasa i wiedział, że ten chciałby brać w tym udział. Jednak Stark był za niego odpowiedzialny. Co z tego że ostatnio w ogóle się nie widzieli? Każdy zajmował się swoimi sprawami… Jednak… Jednak gdyby poszedł bez niego, Jas nigdy by mu tego nie wybaczył. Stark odetchnął i otworzył drzwi do magazynu.

    Bart - the google bro

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Cześć :)
    Wcale się nie dziwię, Farfocl to prawdopodobnie mój ulubiony pupil jakiego kiedykolwiek miała moja postać.
    Twoja postać również jest ciekawa. Jeśli byłaby chęć, to zapraszam do siebie :) ]

    Dominik

    OdpowiedzUsuń
  14. [Lepiej nie tul, bo jeszcze Cię okradnie! ]

    Cassie Callahan

    OdpowiedzUsuń
  15. Stark nie mógł się nie uśmiechnąć na widok wyluzowanego, beztroskiego przyjaciela. Instynktownie dotknął gogli, które przytroczył do paska spodni. Jakby mógł zapomnieć o tym, co wiązało się z tym, wydawać by się mogło, niepotrzebnym przedmiotem. Po otrzymaniu wiadomości o śmierci stryja i pozostałych przywódców ruchu oporu, Bart zaszył się na trzy dni w jednym z opuszczonych tuneli. Znalazł go dziesięcioletni wtedy Jas. Szukał tak długo, aż w końcu znalazł. Wpełzł do wąskiego otworu i usiadł jak gdyby nigdy nic obok niego. Babcia się martwi. Zrobiła najpyszniejszy obiad na świecie, a ty nie przyszedłeś. Będzie jej smutno, a nie lubię, gdy jej smutno. Dlatego pójdziesz ze mną. Trzymaj. Od teraz będę miał na ciebie oko. A przynajmniej w sensie metafizycznym. I wepchnął przyjacielowi na głowę parę gogli, które przed chwilą sam zdjął z czoła. To był koniec okresu dzieciństwa. Przynajmniej dla Barta, bo nie był pewny czy jego sąsiad kiedykolwiek dorósł. Stark wciąż widział w przyjacielu tego małego chłopca z wiecznie zdziwionymi oczyma i przydługimi włosami. Czasami wydawało mu się, że Jas wcale się nie zmienił. Zupełnie jakby przyszedł do dzieciaka, a nie towarzysza broni. Jednak zaraz uśmiech spełzł z jego twarzy, nadając ten charakterystyczny grymas, po którym wszyscy go znali. Stark jeśli już się uśmiechał lub śmiał było to całkowicie szczere i spowodowane jakimś głupim tekstem Jasa albo jego zachowaniem.
    - Powiedziałeś mi o tym wczoraj. Zapomniałeś? – rzucił, patrząc uważnie na przyjaciela. No, tak. Dostali swoje wynagrodzenie i poszli do kantyny na coś mocniejszego. Stark uważał takie zachowanie za głupie. Lepiej przecież oszczędzać na dalsze życie niż od razu wydawać na zbytki, ale Jas miał urodziny. Od małego te dwa dni w ciągu roku miały swoje inne zasady. Bart spełniał jedno życzenie przyjaciela, a potem nastąpiła zmiana. Wczorajszym życzeniem Jaśka było wypicie alkoholu z najlepszym kumplem. I zrobili to. Tylko Jas chyba przesadził ze swoją pewnością i potem gadał głupoty, zaczepiając dziewczyny. Stark odniósł go potem do jego kwatery, patrząc z uśmiechem na wyraźnie zadowolonego przyjaciela. To były dobre urodziny, mruknął zanim zasnął.
    Stark westchnął. Pochylił głowę jakby walczył ze sobą czy mu to powiedzieć czy nie, ale w końcu podniósł spojrzenie na magazyniera.
    - Musimy pogadać – mruknął swoim niskim głosem i wyminął chłopaka, rozglądając się na boki. – Masz tu jakieś pewne miejsce? – spytał, obracając się. Musiał mieć pewność, że nikt ich nie usłyszy. Górnicy dobrze płacili wszystkim informatorom za chociażby malutką informację o tym, co dzieje się wśród pracowników. Na razie mieli tylko szczątkowe wiadomości, które podsyłali im sami Czarni, by móc manipulować zdarzeniami na swoją korzyść.
    Jas spojrzał na niego z ukosa z lekkim niedowierzaniem, po czym machnął głową. Gdy Stark szedł za przyjacielem, zastanawiał się czy jeszcze wrócą do tego miejsca. Pokręcił energicznie głową, chcąc wyrzuć z niej te myśli.

    Stark

    OdpowiedzUsuń
  16. - Nie. Nie mam kaca, Jas – mruknął, wchodząc za Jaśkiem do tego pościelowego świata. Cuchnęło stęchlizną, jednak zignorował to.
    Stark przetarł zmęczoną twarz i spojrzał przeciągle na przyjaciela. Odetchnął głęboko, po czym oparł się plecami o ścianę i zjechał na podłogę. Gdy planował to spotkanie w myślach wszystko było takie proste, choć wiedział, że nie będzie to przyjemna i łatwa rozmowa. Przez ten czas uświadomił sobie, że to wszystko nie było błędem, ale wielką niewiadomą. Schylił głowę jak zwykle, gdy myślał. Już w porządku. po prostu czasami przychodzi taki czas, gdzie cierpliwość nie jest mile widziana, a Stark jako Czarny nie miał tego przywileju. Chciał to zrobić na spokojnie, nie ukrywając prawdy. W sumie to nigdy nie skłamał. Odetchnął.
    - Miałem zły dzień – mruknął pod nosem bardziej do siebie niż do Jasa. Spojrzał na swoje dłonie. Całe w siniakach od tłuczenia kilofem w twarde ściany węgla. Pewnie znowu zaczną krwawić i będzie musiał obwiązać je bandażem.
    Wdech. Wydech.
    - W nocy było spotkanie u Kajetana – zaczął, wbijając wzrok w ścianę naprzeciwko. – Rada potrzebuje powodu, który miałby podburzyć wizerunek Górników mieszkańcom dolnych partii. Jednak nie możemy rzucić jakiegoś domysłu od tak bez uzasadnienia. Potrzebujemy dowodów.
    Umilkł i dopiero wtedy spojrzał na Jasa jakby wcześniej nie był w stanie tego zrobić.
    - Potrzebny był mocny powód, który dotknie wszystkich pracowników, ich rodziny, znajomych. Wszystkich. Więc wymyślili, żeby odkopać starą sprawę sprzed trzech lat. Chodziło o tę śmieszną próbę zatuszowania egzekucji starszyzny robotników. – instynktownie zacisnął pięści, po czym włożył palce we włosy, próbując się uspokoić. – Jest to doskonały materiał na podburzenie ludzi, bo każdy miał jakąś rodzinę wśród tamtych skazańców. – Znowu nastała chwila ciszy, a dwójka Czarnych patrzyła na siebie bez słowa. – Do tego jednak są potrzebne dowody jak już mówiłem. Chodzi o dokumentację, którą sporządził ówczesny szef patrolu, pod którego jurysdykcją znajdował się tamten sektor. Trzeba ją wykraść.
    Bart usłyszał tylko pytanie Jasa czy to ma być właśnie on. Albo tylko mu się wydawało.
    - Wiedziałem, że każdy chciał to zrobić. Przecież to logiczne – odchrząknął. – Ale zgłosiłem się jako pierwszy. Kajetan się zgodził, bo wie, że jestem dobry w tym co robię. I nie tylko. Miała to być jednoosobowa misja, żeby nie narazić Czarnych na niebezpieczeństwo. Jednego trudniej złapać niż dwójkę czy trójkę. W dodatku nie powiedziałbym tym skurwielom, co tam robiłem, gdyby jednak mnie złapali… Jednak nie pójdę sam, Jas. Zgłosiłem, że wezmę ze sobą ciebie. Nie wybaczyłbyś mi, gdybym cię zostawił, a w dodatku świetnie się skradasz, więc pomyślałem… - Głos uwiązł mu w gardle. – Pomyślałem, że będziesz chciał tam iść. Na to w końcu czekaliśmy, prawda?
    Umilkł, patrząc na przyjaciela. Czekał na jego reakcję. Jakakolwiek by była. Wiedział, że Jas równie dobrze może się zgodzić albo przestraszyć. Stark nie wiedział, która opcja przeraża go bardziej.

    Stark

    OdpowiedzUsuń
  17. [Bardzo dziękuję :) A Księżniczka nie jest do uwielbiania, ona jest do kochania :3 Pochwalam "kartę spisu", ciekawy pomysł na przedstawienie postaci. No i czekam na tą rewolucję!]

    Anabella

    OdpowiedzUsuń
  18. - Idę. Masz rację. Idę.
    Stark spojrzał na przyjaciela z niepewnością. Wstał i podszedł do niego, odgarniając włosy wpadające mu do oczu.
    - Jas… - zaczął, zakrywając sobie oczy dłonią. Przez chwilę musiał odetchnąć. Nie idź. To zbyt ryzykowne. Chcę, żebyś został. Nie mógł już tego powiedzieć. I nie miał zamiaru. Wiedział, że jak ten wnuczek od Kruków coś sobie postanowi to tak będzie i koniec. Chyba te dzieciaki górników tak miały… Jednak nie przestraszyła go ta decyzja brata jak sądził. O wiele dziwniejszym było dostrzeżenie samego siebie w tym młodszym magazynierze. Czy to dobrze, że tak się stało? Chyba pierwszy raz Jas był tak chłodny, zdecydowany i jasno myślący. Bart zastanawiał się, co by powiedziała jego babcia na to wszystko. Zapewne zganiłaby go za to, że pozwolił młodszemu przyjacielowi się narażać. Jednak Jas zdawał sobie sprawę, że ceną tego narażania się jest wolność. Zrozumiałaby to. Zawsze będę go chronił. Obiecał jej to w dniu, w którym skończył dwadzieścia lat. Przy niej nigdy nie czuł się jak dorosły i nie chciał się tak czuć. Ich kwatera – jej i Jasa – była wiecznym wehikułem czasu do lat dzieciństwa. Pewnie gdyby znalazł się tam w za kolejne dwie dekady, nic by się nie zmieniło. Gdyby ona wciąż tam była…
    - Akcja zaplanowana jest na trzecią w nocy – odparł, nabierając już swojej normalnej postawy i grymasu. W pewnym sensie wiedział, że jest dla Jasa wzorem. I nie chciał go zawieść. – Wtedy też faza snu jest najgłębsza, ale lepszym powodem jest zmiana warty. Między trzecią trzydzieści, a czwartą nikt nie chroni archiwów. Będziemy mieli tylko dziesięć minut na włamanie się, odszukanie odpowiednich dokumentów i ulotnienie się zanim przyjdzie następna para strażników. Wydaje się proste, ale nie wiem, gdzie znajdują się te informacje. Wiedza naszych tam nie sięga… - urwał, przyglądając się kamiennej minie Jasa.
    Stark złapał nagle przyjaciela za kark i kazał mu na siebie spojrzeć.
    - Nie będzie żadnego picia. Musisz trzeźwo myśleć. Kiedy będzie po wszystkim postawię ci kolejkę. Ale nie teraz – rzucił. – Do wieczora musimy mieć plany tuneli, które zaprowadzą nas do wyższych partii i podrobione wejściówki. Wiem, że dasz sobie z tym radę. Zrobisz to, Jas. Prawda? – spytał, patrząc na szeroko otwarte oczy przyjaciela. – Robimy to dla niej – dodał i odsunął się. – Mam przed sobą cały dzień pracy. Ty zresztą też. O drugiej przyjdę do ciebie, więc nie śpij. Potem przyjdziemy tutaj. Zabierzemy potrzebny sprzęt.
    Skończył. Wiedział, że powinien coś jeszcze zrobić, powiedzieć, ale nie wiedział co. Zresztą i tak powinien już iść. Za pół godziny powinien być w nowo otwartym tunelu, a zanim doczłapie się do swojej kwatery minie połowa tego czasu. Odchrząknął i sprawdził, czy nic mu nie wypadło podczas siadania na ziemię. Wyminął Jasa, zmierzając do wyjścia z tego śmiesznego składziku, jednak zatrzymał się w połowie drogi z ręką na klamce.
    - Hej, palancie – rzucił z lekkim uśmiechem do odwróconego do niego plecami magazyniera. – Zrobimy to. Jak zawsze. I nie pozwolę, żeby coś ci się stało. To przecież moja robota, nie? Uważać na mojego małego, wrednego braciszka.
    Jednak po tym uśmiech zniknął z jego twarzy, a Stark otworzył drzwi. Nie chciał, żeby Jas widział jego niepewność. W końcu tak wiele zależało od zwykłego szczęścia. Podejmując się tej misji, doskonale zdawał sobie sprawę, jakie wiązało się z nią ryzyko. Plany i wejściówki były najmniejszym zmartwieniem, bo gdzieś walały się pewnie po tym magazynie. Gorzej z brakiem jakiejkolwiek wiedzy o rozmiarach i układzie archiwum. Nawet gdyby wszystko im się udało jak w siedem minut znajdą odpowiednie dokumenty? To była najniebezpieczniejsza misja, jakiej miał się podjąć. Jeśli coś nie wypali, nie będzie mógł pozwolić, żeby złapali Jasa. Szczególnie nie jego.
    Już chciał wychodzić z magazynu, gdy usłyszał swoje imię.

    Stark

    OdpowiedzUsuń
  19. [Zacznę dzisiaj i mam nadzieję, że Jas ucieszy się z żywego prezentu :3]

    Pietro

    OdpowiedzUsuń
  20. Uśmiechnął się, kręcąc głową. Nie mógł wytrzymać. Jas zawsze potrafił obrócić wszystko w żart. Nawet te najbardziej beznadziejne sytuacje. A ta właśnie do takowych należała mimo, że jeszcze sobie z tego nie zdawał sprawy. W każdym razie Stark czuł się dziwnie. To on powinien pocieszać Jasa. To on powinien przytulić go pierwszy. Jednak oddał uścisk tak mocno jak potrafił. Nie musieli mówić nic więcej. Znali się od małego, więc słowa były zbędne. Po gestach każdy z nich wiedział, co chce powiedzieć drugi. I może to trochę czasami denerwowało Starka. Było tyle rzeczy, które chciał powiedzieć na głos, ale Jas zawsze mu przerywał, mówiąc, że wszystko wie. Ale czasami niektóre słowa powinny paść…
    - Widzimy się o drugiej – rzucił Jas i wskoczył na to swoje śmieszne ustrojstwo. Stark patrzył jeszcze chwilę, aż brat nie zniknie pomiędzy wysokimi regałami, zagłębiając się w świat magazynowych różności i dopiero wtedy odwrócił się, by wyjść z hangaru. Plan był ryzykowny. Cholernie ryzykowny, ale i tak ktoś musiał go załatwić. Wszystkie pomysły, które obmyślali przez ostatnie trzy lata miały większe szanse powodzenia od tego, który miał się dokonać tej nocy. Miał za złe też Kajetanowi, że pozwolił reszcie zdecydować kiedy odbędzie się akcja. Albo przynajmniej mógł ich powiadomić wcześniej. Mieliby więcej czasu do przygotowania się, zdobycia niezbędnych informacji, a nie tylko ich ochłapów i polegania na słowie jakiegoś Czarnego, o którym nigdy nie słyszał. Bart dostał zadanie, które miało być wykonane od razu – plan włamania się do archiwum miał obmyślić sam, tak samo jak zdobycie potrzebnych środków zostały mu oddane. Coś mu śmierdziało. Czarni nigdy nie postępowali tak nagle bez upewnienia się co do źródła, bez ustalenia każdego najmniejszego chociażby szczególiku planu. Nigdy nie pozwoliliby by ich ludzie poszli bez zabezpieczenia z praktycznie zerową szansą na powodzenie akcji.
    Czy właśnie posyłał Jasa na misję samobójczą? Tak bardzo brakowało mu tej starszej kobiety. Wiedziałaby, co robić. W przeciwieństwie do niego…
    **
    Musiał przysnąć. Chociażby na te kilka godzin, ale musiał. Gdyby tego nie zrobił, zamiast obstawy dla Jasa byłby tylko balastem i możliwe, że i zagrożeniem. Musiał być skupiony w stu procentach. Dlatego ustawił sobie ten śmieszny budzik, który dostał kiedyś na urodziny od brata. Po robocie walnął się na łóżko i wstał, jednak ledwo o pierwszej trzydzieści. Opłukał twarz lodowatą wodą, którą pobierali z wnętrza ziemi i prychnął pozbywając się jej nadmiaru z ust.
    - Jeśli tam jesteś, nie pozwól, żeby coś mu się stało – mruknął, zerkając na sufit jakby zaraz miał się tam pojawić jakiś Anioł lub inny posłaniec boski. Jednak nic takiego się nie stało, a Stark zajął się przygotowywaniem do wyjścia. Cały sprzęt miał na nich czekać w magazynie, więc jedyne co zabrał to stary różaniec z szafki. Zawiesił go sobie na szyi i schował pod koszulą. Dostał go od stryja w dniu, w którym ten go znalazł. Stark otworzył drzwi, rozejrzał się i ruszył w stronę kwatery Jasia. Zobaczył go, czekającego i gotowego na wszystko. Widział to też w jego wielkich oczach. Zatrzymał się przed przyjacielem i bez słowa kiwnął głową, by szedł za nim. Biegli najciszej jak tylko mogli po metalowych kratach, raz po raz się zatrzymując i sprawdzając zakręty. Jednak dość sprawnie dotarli do magazynu. Jas chwilę mocował się z zamkiem, ale w końcu go otworzył i we dwójkę wślizgnęli się do środka.
    - Dok C – mruknął pod nosem Stark, po czym pobiegł w odpowiednim kierunku. Pokluczył moment i w końcu pochylił się przy najniższej półce. – To powinno być tu. – I zdjął wieko skrzyni. Broń czekała na nich zgodnie z planem. Bart zaczął ją wyciągać, podając karabinek maszynowy Jasowi, a sam wziął rewolwer, który schował za paskiem. Drugiego glocka wcisnął bratu w kieszeń, a sam złapał za następnego. Nie mogli brać jej za dużo, bo nie mieli odpierać nie wiadomo jakiego ataku. Gdy skończył, wstał i odbezpieczył pistolet. – Gotowy? – spytał, patrząc uważnie na brata. – No, to zaczynajmy.

    OdpowiedzUsuń
  21. Jak to się stało, że Pietro się swojego czasu znalazł na Śląsku w tym dziwnym podziemnym miejscu…? W zasadzie sam tego do końca nie wie. Podróżował sobie spokojnie, starając się w jakimś znalezionym zlepieniu pożółkłych kart sporządzić mapę, która zdecydowanie skróciłaby mu czas oraz zminimalizowała ryzyko zboczenia z właściwej ścieżki. Tym razem bez Gavriła, który został w jakichś krzakach. Po jego trunkach wszystko się zdarza. Nawet mutanty mają lepsze gęby niż w rzeczywistości. Przez jakąś godzinę Orlovsky bardzo sumiennie starał się określić, które to były krzaki, ale ostatecznie machnął na to ze zrezygnowaniem ręką. Zdarza się, prawda? No nic. Z mniejszymi wyrzutami sumienia Pietro ruszył przed siebie. Na ten Nowy Wrocław czy gdzie tam się wtedy wybierał. Słyszał, że to właśnie tam będą obozować przez najbliższe kilka tygodni, a fascynował się tym co mogli mieć w swoich zapasach. Nierzadko bił się w kretynami, którzy chcieli zdobyć coś co mniemaniu Pietraka już dawno należało do niego. Nie wiedział jednak, że wszystkie jego plany na najbliższe tygodnie spłoną w trakcie samej podróży do celu. Nie spodziewał się, że kręcąc się wokół dzikiej roślinności, gdzie prowadził obserwacje nad dziwnie wyglądającą roślinnością. Choć może określenie „dziwnie” nie jest właściwe. Były to rozciągające się wysoko bardzo nietypowe kwiaty, który obracały się wokół własnej osi. Ich barwy rozciągły się wokół całej palety odcieni różu i złamania z fioletami. Tam nałamał masę gałęzi, a trzeszczące pod wojskowymi butami suche liście przyciągały okoliczne mutanty. Nie nazywał ich już zwierzętami, bo skrzyżowanie wilka i radiacji przypominało jedynie większą bestię, na której pozbawionej sierści skórze zarysowywały się silne mięśnie. Jedno z tych odległych naturze stworzeń lazło jego tropem. Nie w celu obserwacji. Mięsak – tak ich sobie Pietro nazywał – rozpoczął polowanie na podróżnika i badacza apokaliptycznej flory oraz fauny. Zorientował się dopiero, kiedy coś skoczyło mu z warkotem nad głową, a on padł na popękany beton. Podniósł się szybko z ziemi, wpatrując się w mięsaka z szeroko otwartymi oczami.
    Shlyukha mat'!* – warknął jeszcze pod nosem, zanim nie rzucił się biegiem w przed siebie. Nie wiedział wówczas, że ktoś umyślnie się na niego wpadnie i ów niespodziewany przybysz pociągnie go za sobą. Nie był to Gavrił, ale nie było wówczas czasu na jakiekolwiek wyjaśnienia. Wzdłuż rozciągały się wysokie, ostre trawy, które na ogół cięły na swej drodze wszystko co znalazło się tylko w ich zasięgu. Gdy zakapturzony nieznajomy z równie płytkim, urywanym oddechem co Pietro w echu uderzających pazurów mięsaka o beton wskoczył do jakiejś ciemnej dziury. Słyszeli tylko wściekłe warczenie stworzenia na górze, które okazało się zbyt wielkie, żeby się przecisnąć. Nie oznaczało to jednak, że nie wsadzi tam swej łapy z ostro zakrzywionymi pazurami, które będą drapać po betonowych, choć wąskich ścianach i ostatecznie natrafią na zardzewiałą drabinę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z racji tego, że nieznajomy i Pietro spadali w dół, co chyba tego pierwszego nie przerażało tak bardzo jak Orlovsky’ego, któremu wszystkie wnętrzności okręcały się wokół własnej osi, a adrenalina buzowała w jego żyłach. Pierwsze spotkanie ze spadaniem. Z czymś nad czym nie miał kontroli. Nie mógł zatem odpowiednio zareagować. Gdyby nie otrzeźwiający podmuch wiatru to w tej fali nieznanego zwisłby między snem a jawą. Zatrzymali się jednak na czymś co przypominało sieć, która amortyzowała spadanie z ogromnych wysokości. Pietro po aż poczwórnym odbiciu się od zwojów lin chwilę pozostał na miejscu. Wpatrywał się w górę. W nieprzeniknioną ciemność aż po malutką z tej perspektywy dziurę z wpadającym światłem. Widział również elementy pokrytej rdzą drabiny. Przypuszczał, że gdyby sam odkrył to miejsce to w tej ciemności ona, by po prostu zniknęła.
      Może leżałby tak dalej z rozłożonymi rękoma, zaciśniętymi na kwadratach utworzonych przez związane liny, ale ktoś go pociągnął. Był to pewien młody człowiek… O wiele bardziej żywy niż niejeden na powierzchni.

      Tak znalazł się na Śląsku jako gość. Spędził tam kilka tygodni i nie żałował, że ominęło go spotkanie ze sklepikarzami. Było coś jeszcze. Pietro związał się z tamtejszą ludnością, która z niezrozumiałych mu przyczyn nie miała prawa wychodzić na powierzchnię. Wydawało się to dla podróżnika irracjonalne. Jakim cudem godzili się na taki los? On – ceniący sobie wolność i swobodę w odkrywaniu świata chętnie opowiadał nowym przyjaciołom o tym co mogliby zobaczyć, a co okazuje się dla nich sferą nieosiągalną. Jednak i Pietro musiał wyruszyć w swoją stronę. W kierunku tego światełka, które otwierało drogę do nieznanego zagrożenia. Świat po radiacji nie był przyjemny i choć nie wiedział jak to się stało, że został zniszczony to rozciągające się wszędzie ruiny budziły jego fascynację i pchały go do działania. Ryzyko utraty swojego życia traciło na znaczeniu. Chciał poznawać, smakować i stawiał się w roli badacza.
      Czy można było liczyć na jego powrót? Oczywiście. Pietro mógł być szalony i niereformowalny, ale nigdy nie zapominał o przyjaciołach. Pamiętał o Jasie, który stał się jego podziemnym bratem. Okazywało się, że ten młody człowiek był dla Orlovsky’ego kimś komu mógł z pełną świadomością zrobienia czegoś dobrze – zaufać. Bez granic. Bez ograniczeń. Tak oto mogli na sobie polegać. Swojego czasu Pietro złożył obietnicę Jasowi, że pomoże mu we wszystkim i w razie potrzeby stanie po jego stronie w obliczu wojny.
      Minęło parę miesięcy nim nie zdecydował się na powrót na Śląsk. Nie mógł wrócić z pustymi rękoma. Od wielu tygodni na terenie byłego województwa lubuskiego znajdował się wśród wysokich, liściastych lasów, których korony zawiązały się ze sobą tak mocno, że jeszcze przed wkroczeniem do środka było widać tam ciemność. Nawet mgliste i niepewne słońce apokaliptycznego świata nie było w stanie przebić się przez potęgę natury. Pietro wciągnął głęboko, radioaktywne powietrze do płuc. Nie wątpił, że takie ono jest i przekroczył linię pierwszych drzew. W środku na samym początku panowała grobowa cisza, którą później rozdzierały śpiewy dziwnych ptaków, pomruki nowych ras oraz przemykające tuż pod stopami piszczące myszy. Tam Orlovky zatrzymał się na bardzo długo, badając kwiaty – jak się okazało jadalne i smaczne. Nimi się tam przede wszystkim żywił, mając na uwadze fakt, że któreś może okazać się trujące lub śmiertelne. Nawet nie od razu, ale przez radiację, która jako niewidzialny zabójca odezwie się później. W najmniej oczekiwanym momencie…

      Usuń
    2. Odkrył tam jednak coś jeszcze pewne skupisko okrągłych stworzeń. Nie były to myszy. Nie raz przed nim uciekały, zmieniając masowo swoje położenie. Przez kilkanaście tygodni zyskiwał ich zaufanie, a te pozwalały na tej podstawie zbliżać się o kolejne parę metrów. Nie były jednak głupie czy zbyt ostrożne. Pewnej nocy nieoczekiwanie obudził się w trakcie burzy. Słyszał trzaski i wyładowania. Jedynie to zjawisko pogodowe odbijało się na lesie, które zdawało się emanować podobną mocą. Niektóre kwiaty zmieniały swoje barwy i świeciły w ciemności. Na nich i na gałęziach siedziały te małe kulki i wpatrywały się w sufit składający się z powykręcanych gałęzi. A i Pietro podniósł się do siadu, robiąc to co one – obserwując i szanując naturę. Cenił ją o wiele bardziej od praw, które wyznaczali ludzie. Uznawał i respektował jej wyroki. Godził się z nimi, ale nie tymi od homo sapiens. Jedyne jakie uznawał w wykonaniu ludzi to te bazujące na zasadach: „oko za oko, ząb za ząb”. Ówczesnej nocy nie zakończyły się jego obserwacje nad tym nowym gatunkiem kulo podobnych stworzonek, które nazwał Umpalami. Zyskiwał ich zaufanie bardzo długo, a one i tak okazywały się nierzadko sprytniejsze od niego. Przynosiły mu jedzenie, gdy spał. Przygryzały mu palce i skórzany płaszcz. Skakały i chodziły po nim, gdy ponownie kładł się pod ogromnym dębem i głowę układał na miękkim mchu. Jedno z nich – białe takie, siadywało mu na piersi i ze zmrużonymi oczami czekało zawsze aż Pietro się obudzi. Kiedyś niechcący nawet w trakcie snu strącił Umpala ręką gdzieś w jakieś krzaki. Wrócił bardzo szybko i wlazł mu na twarz. Małe łapki, wciskając w jego oczy. Zeskoczył za to zgrabnie w jego ciemne włosy gdy ten się obudził i delikatnie ręką przesunął go na bok. Biały Umpal powrócił na swoje wcześniejsze miejsce, ale zaczął gryźć skórzany płaszcz i to bez żadnych wyrzutów sumienia. Jedno Pietro musiał przyznać na postawie swoich obserwacji – Umpale były bardzo inteligentne, sprytne oraz ostrożne. Wiedział również, że wściekłe potrafią zaatakować i wygrać z nawet większym od siebie zwierzęciem. Jeśli ktoś jednym słowem miał określić samego Pietra musiałby posłużyć się umierającym już określeniem w dobie nowego świata – „człowiek renesansu” Zdecydował się na swoiste uwiecznienie tego gatunku poprzez rysunki w swoim notesie z pożółkłymi kartkami. Na początku były trzy lub cztery kartki zapisane tuż przed wybuchem wojny, która zniszczyła świat. Dlatego też były cenniejsze niczym skarb dla takiego dziwnego osobnika jak Orlovsky. Oto Umpal grzeczny** oraz Umpal wściekły***.
      Biały Umpal wlazł niepostrzeżenie i w niewiadomy dla badacza sposób wprost do kieszeni i wspiął się na jego ramię dopiero po wyjściu z lasu. Zaskoczyło to Pietra. Wydawał się tym i zaszczycony i zafascynowany. W trakcie przerw, gdy zmuszony był zaszyć się w miarę bezpiecznym miejscu i położyć się spać ten sam Umpal kładł się na jego piersi. Pomrukiwał wtedy, ale Orlovsky niczego nie zrozumiał.

      Usuń
    3. Co najważniejsze nie zwracał się do Umpala jak do typowego mięsaka, a jak do stworzenia rozumnego. W trakcie podróży na Śląsk Orlovsky wahał się czy pozostawić zwierzątko na ramieniu, które zwykle tuliło się do jego szyi lub wspinało się, by następne usadowić mu nawet na głowie. Ostatecznie, kierując się pod ziemię ukrył swego towarzysza w skórzanej torbie i wiedział, że ku jego niezadowoleniu musi uniemożliwić mu wyjście z niej. Nie chciałby, aby ktoś zabił białego Umpala w trakcie podróży lub gorzej – żeby ten wypadł w trakcie spadania. Traktował swoją torbę z namaszczeniem. Zostawił w środku jedzenie, które zazwyczaj lubił Umpal, ale nie uległ nawet, gdy ten warczał i drapał ścianki.
      – Jas! – zawołał na widok przyjaciela, gdy odnalazł go zaraz po znalezieniu się pod ziemią. Od razu przytulił się do niego, jak niegdyś witali się członkowie grupy, w której Orlovsky się wychował. – Mów mi ty co się działo. – dodał od razu, gdy się od niego odsuwał.


      * Shlyukha mat' to z rosyjskiego polskie – „kurwa mać”
      ** Umpal grzeczny
      *** Umpal wściekły

      Pietro, najlepsiejszy przyjaciel wynagradza długością i treścią czekanie ♥

      Usuń
  22. [Dziękujemy z Janą za przywitanie.
    Dłuższe karty wychodzą mi jakieś takie koślawe, więc wolę we w miarę niedługim czasie pomyśleć o paru scenkach z przeszłości i coś naskrobać, niż w tej formie lać wodę, ot.]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Dobry dzień, ciężko tu utrafić kogoś kto jest z postacią under30, więc cieszę się, że znalazłam Ciebie. Dwójce rówieśników łatwiej dogadać się w tym świecie, rozumieją swoje problemy, potrzeby, marzenia…
    Sklecimy coś? ]

    Cassie Callahan

    OdpowiedzUsuń
  24. [A chcesz być Cassie'owatym kolegą? Czy może zrobimy z nich dobrych kumpli wymieniającymi się towarami, byłymi kochankami, albo wpleciemy relację a'la brat-siostra? Lubię silne, ciężkie, skomplikowane relacje i zobowiązania. Wątek zacznę ja, coby Cię zachęcić. :) ]

    Cassie Callahan

    OdpowiedzUsuń
  25. Barty rzucił długie spojrzenie dezaprobaty Jaśkowi za ten zbędny komentarz. Wiedział, że brat chce nieco rozluźnić atmosferę i rozładować rosnące napięcie, jednak to nie było takie proste. Nie teraz. Keidy było wiadomo, co ma nastapić. I po raz już kolejny tego dnia Stark zrozumiał, że to nie będzie misja jak każda inna. Nie dlatego, że był praktycznie nie do wypełnienia bez odpowiedniego łutu szczęścia, ale dlatego że angażowała ich dwójkę emocjonalnie. To nie było nic nowego. Nie dla Starka, który był na kilku cięższych zadaniach, ale żadne z nich nie dotyczyły jego prywatnych spraw czy przeszłości. Wykonywał je, bo wiedział, że tak trzeba. Służył nie tylko sobie, głównie robił to dla każdego mieszkańca Śląska, wykluczając tylko niektóre jednostki. Jeśli udałoby im w końcu się usamodzielnić, byłby to niesamowity przełom. Największy od czasów wojen międzyfrakcyjnych. Zginęło w tamtym czasie wielu Górników, jednak i tak nie było to niczym w porównaniu ze stratami jakie odniosły pozostałe frakcje. Czerwoni i biali praktycznie leżeli, gdzie popadnie.
    - Nie – wtrącił, gdy Jas przedstawiał plan Śląska i dostania się najlepszą dorga do archiwum. – Zasilanie musi być włączone. Nie dość, że szybko zorientowaliby się, co się dzieje, dodatkowo drzwi by się zablokowały, odcinając nam dojście do celu. Musimy działać tak, by nie wzbudzac podejrzeń. Najnormalniej jak się da – umilkł, po czym szybko złożył plany i schował w wewnętrznej kieszeni kurtki. Odebrał jeszcze od Jaśka wejściówkę, zapamiętał kod, a słysząc kolejną uwagę o konspiracji, potraktował go kolejnym spojrzeniem z serii tych od Starka. Wszyscy je znali, ale ich najczęstszym adresatem był nie kto inny, a jego własny, najukochańszy brat. Ale może właśnie o to w tym chodziło – od czego w końcu byli starsi bracia? Chciał się jakoś uśmiechnąć lub dodać mu otuchy, ale postanowił tego nie robić. Tu nie chodziło o to, że w najgorszym wypadku ich wychłostają, odetną racje żywnościowe, ale bardzo możliwe, że w przypadku złapania, Górnicy nie zawahają się ich zabić. W końcu od kiedy to dwóch robotników wkrada się do archiwum z kodami dostępu i bronią? A tak naprawdę to jej zapasem?
    Widział tylko plecy Jasa, gdy ten prowadził ich w odpowiednim kierunku, jednak myśli uciekały mu na boki wbrew temu, na czym powinien się właśnie skupić. Parę razy potrząsał głową, chcąc się ich pozbyć, ale było to silniejsze od niego. Zdecydowanie za dużo myślał. Jas mówił mu, że bierze na siebie ponad obowiązki, że kiedyś się zamęczy i zadręczy tym całym poczuciem odpowiedzialności i chorą potrzebą sprawiedliwości. Ale taka była prawda, że nie było innego wyjścia. Wiedział, że brat wcale tak nie myślał – po prostu się martwił. Nic więcej. I to motywowało Starka do zdwojenia lub nawet potrojenia wysiłków. Dlatego też ucieszył się w jakiś tam sposób, gdy Jas się zatrzymał i spojrzał na niego.
    - Skradamy się czy czołgamy? – spytał, patrząc wyczekująco. Stark odgarnął opadające na czoło włosy grzywki.
    - Musimy się przedostać tam jak najszybciej, a z tą bronią czołganie się w ciszy jest praktycznie niemożliwe. Zresztą metalowa wentylacja… No, cóz. Nie zakradniemy się tam nawet w godzinę – odparł, kręcąc głową. Musieli przemykać się korytarzami. Bart kiwnął tylko do Jasa, po czym ruszył przodem. Na ugiętych nogach, często tyłem do ściany poruszał się całkiem sprawnie. Nie zajęło im to dużo czasu, zanim kucali za rogiem wejścia do archiwum. Bart wyjrzał powoli zza zakrętu, patrząc na stojących strażników, po czym zaraz odwrócił się do oczekującego relacji Jasa. – Dwóch. Tak jak miało być – wyszeptał. Spocił się, a kosmyki włosów przyklejały mu się do czoła. – Powinni odejść za niecałe pół minuty.
    Czekali, więc praktycznie nie oddychając. Pięć… Cztery… Trzy… Dwa… Jeden… Zero.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na komendę usłyszeli odgłos oddalających się kroków na żelaznych kratach. Bart znowu wyjrzał zza zakrętu, a gdy nie zobaczył nikogo wstał i podbiegł do drzwi. Szybko wprowadził kod, po czym czekał na potwierdzenie... Czekał. Przyłożył w odpowiednim momencie wejściówkę i zawahał się, czekając na pojawienie się odpowiedniego koloru na pulpicie. Przyjęty czy odrzucony? System analizował dane, aż w końcu zatwierdził, a spiętą twarz górnika oświetliła zielonkawa łuna. Drzwi z cichym sykiem ustąpiły, a Bart na sekundę mógł odetchnąć. Wiedział jednak, że to nie koniec. To dopiero początek.

      Bart

      Usuń